Torcik czekoladowo-kawowy

Torcik czekoladowo-kawowy

Dobry, nie za słodki, dla miłośników kawy.

Spód czekoladowy to przepis Dorotus z Moje Wypieki. Przepis znajdziecie tutaj.

Do ciasta dodałam więcej kakao i o jedną łyżeczkę kawy więcej, ale i tak jej aromat wyparował. Kawowy smak urtatowała masa, którą wykonałam z dużego budyniu o smaku cappucino, 2 łyżeczek kawy, 2 łyżeczek czekolady w proszku, 1/2 litra mleka i 3/4 szklanki cukru. Budyń utarłam z kostką masła. Wyłożyłam na ostudzone ciasto. Na masie ułożyłam warstwę maślanych herbatników kakaowych. Na górę wycisnęłam z tubki z fantazyjną końcówką 🙂 1/2 litra ubitej kremówki i posypałam startą gorzką czekoladą.

Torcik czekoladowo-kawowy

Torcik czekoladowo-kawowy

Toffik niebiańsko migdałowy

Ciasto delikatne, rozpływające się w ustach, dość słodkie. Dla wielbicieli migdałowych aromatów, jak również dla miłośników karmelu. Jedyny bardziej cierpki akcent to ananasy. Ciasto historyczne, bo w trakcie ucierania popsuł się mikser – mój prezent ślubny. To jakiś znak z niebios? Myślałam, że tylko ciasto pochodzi z góry…

Toffik migdałowy

Spód tej niebińskiej słodkości to ucierane ciasto z białą czekoladą. Pomysł i receptura ze zmienionymi przeze mnie proporcjami zaczerpnięta ze strony Kwestia smaku.

Pozostałe warstwy to moja inwencja twórcza.

Toffik migdałowy z kawałkami ananasa

Ciasto: 200 g białej czekolady, 160 g masła,, 1 1/4 szklanki mąki, 4 duże jajka, 5 łyżek cukru pudru, 1 łyżeczka proszku do pieczenia.

Masa migdałowa z ananasami: 3 płaskie łyżki mąki pszennej, 2 łyżki mąki ziemniaczanej, 1/2 l mleka, 1 cukier migdałowy (16 g), 3/4 szklanki cukru, 200 g masła, kilkanaście ciasteczek Amaretti, kilka plastrów ananasa z puszki.

Góra ciasta: 2 duże opakowania herbatników maślanych, gotowa masa krówkowa, 500 ml śmietany kremówki, 2 łyżeczki żelatyny, 4 łyżki cukru pudru, opakowanie płatków migdałowych.

Najpierw topimy w kąpieli wodnej białą czekoladę, studzimy.

Następnie przygotowujemy budyń.  Z mleka odlewamy pół szklanki, wsypujemy mąki i cukry, rozpuszczamy. Resztę mleka gotujemy, wlewamy mieszankę budyniową, ciągle mieszając aż składniki dobrze się połączą. Budyń zestwiamy z ognia do całkowitego wystudzenia.

W tym czasie wykonujemy spód.  Miękkie masło ucieramy z cukrem pudrem, wlewamy zimną czekoladę, dobrze łączymy składniki. Następnie na przemian dodajemy jajka i mąkę wymieszaną z proszkiem. Wylewamy do dużej blachy wyłożonej papierem i pieczemy do zrumienienia i suchego patyczka. Studzimy.

Zimny budyń ucieramy z miękkim masłem, dodajemy rozkruszone ciasteczka Amaretti oraz dobrze odsączone i drobno pokrojone ananasy. Mieszamy i wykładamy na ostudzone ciasto z czekoladą. Wyrównujemy powierzchnię.

Następnie na masie układamy jeden koło drugiego pierwszą warstwę herbatników. Na herbatnikach rozsmarowujemy zmiksowaną masę krówkową i układamy drugą partię herbatników.

Żelatynę namaczamy w 1/3 szklanki wody. Podgrzewamy i rozpuszczamy, odstawiamy do wystudzenia. Dobrze schłodzoną kremówkę ubijamy z cukrem. Wlewamy zimną, ale jeszcze płynną żelatynę i dobrze łączymy ze śmietaną. Wykładamy na herbatniki i obficie posypujemy płatkami migdałowymi. Schłamy w lodówce, najlepiej przez całą noc.


Toffik migdałowy

Sałatka dla fanów curry

Myślałam, myślałam i w końcu mnie olśniło. Zrodził się pomysł na sałatkę, którą z czystym sercem mogę polecić. Oczywiście tym, którzy lubią połączenia słodko-słone. Prawdę mówiąc, składniki nie są wyszukane, ale dodatek curry sprawia, że smak zdaje się być nieco orientalny.


Sałatka z sosem curry

Sałatka z sosem curry

3 plastry szynki konserwowej

5 plastrów ananasa z puszki

puszka kukurydzy

1/2 puszki groszku

słoiczek marynowanych pieczarek

słoiczek selera w zalewie

ok. 4 łyżki majonezu

curry do smaku (dałam płaską łyżeczkę).

Szynkę kroimy w kosteczkę. Odsączone z zalewy pieczarki i krążki ananasa siekamy na małe kawałki. Kukurydzę, selera i groszek również odsączamy i łączymy z pozostałmi składnikami.

Nadciągnął wyż arktyczny…

… i w końcu zaświeciło słońce. Skorzystały na tym moje dzieciaki i album ze zdjęciami. W słoneczny dzień wszystko wygląda piękniej…

A tak było wczoraj na naszej osiedlowej górce:

Miki, chcesz jechać z Julkiem?

Niech sam zjeżdża…

Zimowe harce

(…)

???

Zimowe harce

Zimowe harce

Zimowe harce

Zimowe harce

… Julek uważaj, krzaki!

Julek! Ju….

Nie udało mi się uwiecznić spotkania z żywopłotem, bo jak każda przykładna mamusia wyrzuciłam aparat (na szczęście do kieszeni, a nie w śnieg) i pospieszyłam ratować swoje kochane dziecko.

Potem był jeszcze crash test ze świerkiem, po którym Julek miał policzki w czerwone kropki (ślady po igłach). Szybko jednak zniknęły, a kochane dziecko zasnęło w drodze powrotnej jak niedźwiedź brunatny. Z nadmiaru wrażeń, zmęczenia i dotlenienia…

Zimowe harce i ich skutki

Dziecko spało, a mama z aparatem szukała takich widoków:

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Wyż arktyczny

Maślankowe amaretto z nutką morelowo-pomarańczową

Na takie ciasto od dawna miałam ochotę. Proste, szybkie i pod pierzynką z płatków… migdałowych. Przepis rodził się w trakcie… ucierania. Dlatego mąż musiał lecieć do sklepu po białą czekoladę, bo mi tam pasowała. Podczas pieczenia jej kawałki na brzegach pięknie się skarmelizowały. Mężowi chyba jednak opłacało się biegać do spożywczego, bo ciasto bardzo mu smakuje.

Maślankowe amaretto


Ciasto:

3 szklanki mąki (w tym 1/2 szklanki mąki ziemniaczanej)

1 szklanka maślanki lub jogurtu naturalnego

1/2 szklanki oleju

3/4 szklanki cukru (można więcej jak ktoś lubi słodsze)

3 łyżki likieru Amaretto lub cukier migdałowy

4 jajka

szczypta soli

ok. 120 g posiekanych drobno suszonych moreli

opakowanie skórki pomarańczowej

60 g płatków migdałowych

3/4 tabliczki białej czekolady pokrojonej w kostkę

1 1/2 łyżeczki sody

1 łyżeczka proszku do pieczenia

Krem do dekoracji:

100 g miękkiego masła

200 g gęstego serka śmietankowego naturalnego

2 łyżki cukru pudru

2 krople olejku pomarańczowego

2 łyżki soku pomarańczowego

40 g płatków migdałowych

Jajka utrzeć z solą, cukem i likierem. Mąki wymieszać z proszkiem i sodą. Do masy jajecznej powoli wlać jogurt lub maślankę oraz olej. Zmiksować. Wsypać sypkie składniki i dobrze wymieszać. Wsypać bakalie. Ciasto wylać na dużą blachę lub tortownicę. Piec ok. 50 minut w temp. 180oC. Patyczkiem sprawdzić, czy ciasto jest upieczone (patyczek ma być suchy). Studzić w uchylonym piekarniku przez kilkanaście minut, potrm wyjąć i wystudzić zupełnie przed wyłożeniem kremu. Krem sporządzić miksując masło z serkiem (dobrze, by miały tę samą temperaturę). Do masy dodać sok i olejek oraz cukier puder. Dobrze ze sobą połączyć. Wyłożyć na wystudzone ciasto. Posypać płatkami migdałów. Włożyć do lodówki, by krem nieco stężał.

Maślankowe amaretto

Śledzie w winnych śliwkach

Śledzie w winnych śliwkach

4-5 płatów śledziowych, najlepiej marynowanych w oleju

1 czerwona cebula

kilkanaście suszonych śliwek

kilka goździków

kilka owoców jałowca

łyżka kolorowego pieprzu

1/2 szklanki wina, najlepiej domowego

kilka łyżek oleju

Śliwki przekroić na pół i moczyć w winie przynajmniej 2 godziny. Śledzie oczyścić ze słoikowej zalewy, pokroić na kawałki, a cebulę posiekać w grubą kostkę. Umieścić w pojemniczku lub salaterce. Zalać olejem, dodać goździki i jałowiec oraz pieprz. Następnie dodać śliwki i kilka łyżek wina, w którym się moczyły. Wszystko wymieszać, szczelnie przykryć i odstawić do lodówki przynajmniej na 1 dzień.

Wino taty

Śledzie w winnych śliwkach

Toffik z bakaliami

Tworzenie słodkich deserów to dla mnie wielka przyjemność. A ciasta z masą krówkową zajmują szczególne miejsce w mojej domowej cukierni.

Toffik z bakaliami

Toffik z bakaliami

Spód ucierany: 1 1/2 szklanki mąki, 1 szklanka cukru 3 łyżki kakao 1 kostka masła,
3 łyżeczki proszku do pieczenia 4 jajka (osobno białka i żółtka), 5 łyżek wody.

Masa śmietankowa z bakaliami: 2 budynie śmietankowe, 1/2 szklanki mleka, 1 kostka masła, cukier puder do dmaku, szklanka bakalii, w tym pokrojona gorzka czekolada.

Dodatkowo: 2 duże paczki herbatników z nadzieniem czekoladowym, gotowa masa krówkowa, 1/2 l śmietany kremówki, najlepiej 36%, 2 łyżki cukru pudru, starta gorzka czekolada (ilość dowolna).

Masło stopić z cukrem, wodą i kakao. Gotować około 5 minut. Ostudzić. Gdy masa ostygnie dodać żółtka, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i ubitą pianę z jajek. Wymieszać. Wlać do dużej prostokątnej blachy wyłożonej papierem. Piec do suchego patyczka w temp. 180 stopni C. Z ciasta zdjąć papier i włożyć je z powrotem do blachy.

Budynie rozprowadzić w 1/2 szklanki mleka. Resztę mleka zagotować, wlać budynie, cały czas mieszając. Wystudzić. Utrzeć z miękkim masłem, dosłodzić do smaku, wrzucić bakalie i wymieszać. Wyłożyć na upieczone ciasto.

Na masę wyłożyć równo jeden koło drugiego herbatniki, lekko dociskając. Na herbatnikach rozprowadzić masę krówkową (najlepiej potraktować ją mikserem) i przykryć drugą warstwą herbatników.

Schłodzoną śmietanę ubić z cukrem pudrem, rozsmarować na herbatnikach. Na wierzch zetrzeć czekoladę. Schłodzić ciasto w lodówce, przynajmniej 2 godziny.

Dziecięce zabawy

Zieleń naszego blokowiska


Mam dwóch braci. Jeden jest starszy o 9, drugi o 5 lat. Z racji mniejszej różnicy wieku bawiłam się ze średniakiem. Najwięcej ubawu było podczas zabawy w chowanego. Zawsze to brat się chował, a ja szukałam jego. Najlepsza jego skrytka to ta za szlafrokami w łazience lub w tym samym pomieszczeniu tzw. skrytka na stojącego ślepego wielbłąda. Wyglądało to tak: brat wchodził na wysoką szafkę zaraz przy ścianie, tak że musiał się zgarbić i gasił światło. Albo kładł się w wannie przykryty szaflikami na pranie. Wchodził też nieraz do różnych szaf na ubrania, za wersalkę lub wewnątrz łóżka, do pojemnika na pościel, przykrywając się kołdrą. Bywało i tak, że po prostu wychodził z domu, bo mama kazała mu coś kupić. Raz pozwolił mi się schować i…. czekałam, czekałam z radością, że wymyśliłam świetną kryjówkę, skoro brat nie może mnie odnaleźć. Tymczasem ten łobuz wyszedł z domu, na podwórko lub na zakupy. Nie pamiętam już szczegółów.

W bloku mieliśmy w pokoju taki segment, że łóżka rozkładały się z szaf. Mnie i brata oddzielała płyta wiórowa, w której było parę małych dziur. I pluliśmy się przez te dziury siarczyście. Nasze stopy i dłonie rozmawiały ze sobą, udając myszki i szczurki.

Z bratem zimą jeździliśmy autobusem nad staw łowić rozwielitki dla rybek akwariowych. Koło stawu były też tory kolejowe. Kładliśmy ówczesną złotówkę idąc nad staw i zabieraliśmy to, co po niej zostało w drodze powrotnej. Latem nad tym samym stawem łowiliśmy karpie i liny. Najbardziej jednak lubiłam jeździć w bardziej górzyste tereny i łowić z bratem pstrągi. Moją pierwszą rybą złowioną na wędkę był chyba kiełb. Zdarzył się też kleń, karp, być może okoń i małe jazgarze łowione na podrywkę w Telśnicy Oszwarowej nad Zalewem Solińskim. Godzinami przyglądałam się jak brat robił sztuczne muchy za pomocą imadła i ołówka na rysiki. Za nić służyła mu stara pończocha, a ciałka sztucznych owadów powstawały dzięki obskubanym z piór ptakom z chowu przydomowego, bynajmniej nie naszego. Bo my byliśmy dziećmi blokowiska.

Przed blokiem nie można było grać w piłkę, nawet nie można było chodzić po trawniku. Na straży miejskich nasadzeń czuwała Pierwsza Ekolog Naszego Osiedla, starsza pani bez włosów, za to w turbanie z chusty, o dziwnym tak naprawdę imieniu i nazwisku, na którą wszyscy mówili Ogrodniczka. Jeśli ktoś ośmielił się chodzić przed jej oknami, pukała głośno w szybę swojego okna. Jeżeli zaś popełnił tak haniebny czyn, jakim było zerwanie fiołka lub stokrotki, Strażniczka Natury Osiedlowej wyskakiwała zza roku swojego bloku z motyką, grabiami lub z tym, co aktualnie trzymała w ręku.

Nad nami mieszkała pani Władzia, która również miała bzika na punkcie ochrony środowiska. Tylko trochę inaczej. Do swojego domu znosiła tony śmieci. Policja musiała wyważać drzwi. Kiedyś spotkała mojego tatę w piwnicy i przegoniła go mówiąc, że z żadnymi portkami się tu nie umawiała.

I jeszcze coś mi się przypomniało. Piwnica, jak każdy wie, to mroczne i wzbudzające ciekawość miejsce. Każdy bał się tam chodzić po ciemku. Więc straszyliśmy się tam z bratem i udając twardzieli nie włączaliśmy światła. Kilka razy brat mi uciekł i zamknął drzwi… po ciemku musiałam trafić do wyjścia. Najfajniejsze były jednak jazdy naszym autorskim pojazdem. Na nasz stary spacerowy wózek załadowaliśmy sanki i jeżdziliśmy długim korytarzem piwnic w półmroku. Potem ktoś podzielił ten korytarz piwniczny według klatek. No i jazda przestałabyć już tak ekstremalna…

Miło to wszystko sobie przypomnieć…

Moje rodzinne strony

Do babci

Mój syn na

rumianki

Kiedy byłam małą dziewczynką, tato zabierał mnie naszym białym Fiatem 127 p do babci „na Wawel”. Bynajmniej nie w Krakowie. Pierwszą czynnością po wyjściu z samochodu było przeszukiwanie kurnika i przynoszenie jajek do babcinych rąk (mój starszy brat ponoć nigdy ich nie donosił w ilości zabranej kwokom). Potem było zaglądanie w naznaczone miejsca w poszukiwaniu pieczarek (oczywiście tylko na wakacjach). Obowiązkowym zajęciem było wchodzenie na ulubione drzewo, którego od dawna już nie ma w babcinym ogrodzie. Na do widzenia zbierałam polne kwiaty na ulubionej łące (ponoć nie babcinej). Zawsze tyle, bym nie mogła ich objąć rękami… Dlatego babcia związywała je sznurkiem.

Kapliczka i lipa przy drodze do babci

łąka

na łące

Gdy byłam nieco starsza, rodzice zabierali mnie jesienią do lasu na grzybobranie. Skakałam z radości, gdy znalazłam swojego pierwszego jadalnego grzyba, zwłaszcza gdy był to prawdziwek. I miłość do darów lasu najczęściej kończyła się na ich zbieraniu. Tak samo było z wędkowaniem. Brat zabierał mnie na ryby nad rzekę lub staw i uczył wędkować. Z ryb złowionych podczas tych wypadów najbardziej smakowała mi… chrupiąca panierka…

Solina

Z zapory w Solinie

Wspomnienia wciąż są żywe, choć nie mam dla nich zbyt wiele czasu. A miejsca dzieciństwa oglądane dzisiaj wyglądają zupełnie inaczej…

Pogórze

łąka

Trzy kraje europejskie na polskim talerzu

Dzisiaj podałam spagetti z leczo i sałatką grecką. Co łączy te trzy elementy? Lekkość, bogactwo witamin i duża ilość kolorów, zwłaszcza czerwieni i zieleni… Po tak pysznym obiedzie pozostaje mi tylko napić się zielonej herbaty. Już nie z Europy, ale działającej na mój organizm zbawiennie. Od kiedy piję ją regularnie, czuję się o wiele lepiej i mam więcej energii. Choć i tak pierwsze miejsce w rankingu energetyzujących płynów zajmuje kawa.

spagetti z leczo

sałatka grecka