Kiedy dopada człowieka kolejny wirus, w dodatku niewiadomo jaki, bez kataru, bólu gardła, ale powodujący ogólną niemoc organizmu, marzy człowiek tylko o swojej poduszce, ciepłej aromatycznej herbacie, jakimś znieczuleniu i świętym spokoju. I miał rację wujek Janek (ten od fraszek), że docenia się zdrowie dopiero w chorobie…
Dopadło mnie i nie chce sobie pójść. Męczy i utrudnia pracę. Ale ja się nie dam… I wczoraj, kiedy wydawało się, że już to diabelstwo ode mnie ucieknie upiekłam mięciutkie muffinki.
Tym razem smak przyszedł na wiśnie… Babeczki rozpływają się w ustach, bo są bardzo maślane, pachnące bananami, z nutką amaretto, kardamonu, pomarańczy i cynamonu. Można z tego ciasta upiec również babkę w podłużnej keksówce lub formie z kominem, wydłużając czas pieczenia. Można również dodać przyprawy do piernika i potraktować je jak piernik świąteczny.
Babeczki zaś mogą być wspaniałym podarunkiem na Boże Narodzenie, dlatego dołączam je do akcji Cudawianki.
Składniki na około 16 muffinek:
180 g masła
120 g cukru pudru
2 łyżeczki cukru z prawdziwą wanilią
3 jajka
2 duże rozgniecione widelcem banany
100 g gorzkiej czekolady rozpuszczonej w 1/2 szklanki mleka (używam Wawel 90% kakao)
200 g przesianej mąki
3 łyżki kakao
3 łyżki likieru Amaretto
1/2 łyżeczki kardamonu
1 płaska łyżeczka cynamonu
skórka otarta z niewielkiej pomarańczy (sparzonej)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
oraz 2/3 szklanki wiśni z syropu
Mąkę, kakao, proszek, sodę, cynamon i kardamon wymieszać ze sobą. Miękkie masło utrzeć z cukrem i cukrem waniliowym na puszystą masę, stopniowo wbijając jajka. Ciągle ucierając, wlać rozpuszczoną czekoladę, Amaretto i rozgniecione banany. Stopniowo wsypywać suche składniki. Na końcu dodać skórkę z pomarańczy, wrzucić wiśnie i wymieszać. Formę muffinkową wyłożyć papilotkami (lub skorzystać z formy silikonowej) i wypełnić ciastem otwory równo z brzegami. Piec 30-45 minut (do suchego patyczka) w temperaturze 180oC.